niedziela, 10 kwietnia 2016

Dziesięć

"- Jego serce bije - powiedział lekarz, a w tle chłopak usłyszał westchnięcia spowodowane ulgą i podziękowania.
- Wszystko będzie dobrze - szepnęła dziewczyna, a on ścisnął jej rękę w nadziei, że nie odejdzie".


                 Spocony leżałem na łóżku szpitalnym z natłokiem myśli. Czułem ją. Czułem, jak dotyka moją dłoń, szepcze mi do ucha. Że po prostu jest. Że nie odeszła, że do tego całego wypadku nie doszło, i że mnie pamięta.
Paranoja. Głupia, bezwzględna paranoja zaplątała moje ciało. Ale co mogłem zrobić? Nic. Byłem za słaby na jakikolwiek krok, na wszystko i wszystkich. Utopiony w morzu bezsilności mogłem jedynie pomarzyć o tym, że ktoś mnie uratuje. Przynajmniej teraz.
Wzrok miałem utkwiony w ścianie, gdy ktoś wkroczył do pokoju, w którym się znajdowałem. Nie raczyłem spojrzeć na tą osobę, bo już wiedziałem kto to. Psycholog. Próbowała dwukrotnie ze mną porozmawiać, lecz ja dzielnie ignorowałem jej pytania i tłumaczenia.
- Cześć, Ross - zaczęła. - Jak się czujesz?
Nijako. A jak mam się czuć? - odpowiedziałem sobie w myślach. Wkurzała mnie niesamowicie razem z Rikerem, Niallem i pielęgniarkami na czele. Jedyną normalną osobą był doktor. On rozumiał i wiedział kiedy odpuścić. Chyba powinni zamienić się miejscami.
- Ross, nie możesz mnie ignorować. Wiem, że cię wkurzam, a przez twoje myśli przeplatają się słowa: Kobieto, odpuść i spadaj. Lecz jestem tu po to, aby ci pomóc.
- Wreszcie powiedziała pani coś sensownego - prychnąłem, będąc ciągle w tej samej pozycji.
- Chciałbyś się czegoś napić? - spytała, zmieniając temat, a ja znienacka poczułem suchość w gardle.
- Niech będzie.
Żeby nie robić problemu podniosłem się do pozycji siedzącej i wystawiłem rękę, aby wziąć plastikowy kubeczek. Kobieta odkręciła korek i wlała nam wody. Po chwili usiadła na łóżku i podając mi plastikowe naczynie, zaczęła konwersację.
- Więc... Jak się czujesz? - upiwszy łyk cieczy spojrzała na mnie.
Cisza. Za skarby nie chciałem odpowiadać, bo właśnie odpowiedzią przegrałbym. Wytrzymaj Ross, zapomnij o wszystkim.
- Jeśli twierdzisz, że za moment wyjdę i dam ci spokój, bo mam jeszcze innych pacjentów, to się mylisz i to bardzo. Więc jak?
- Jak jeszcze raz pani powie "więc" to własnoręcznie panią wyniosę z tej sali - mruknąłem zirytowany.
Przegrałem. Na serio jestem słaby albo ona wiedziała, że wkurzy mnie tym "więc", dlatego je powiedziała.
- Jasne, wmawiaj tak sobie - zaśmiała się. - Odpowiesz?
Spojrzałem się na nią zastanawiając się, czy się przełamać. Przyszła tu po raz trzeci, zapewne po ciężkiej rozmowie z inną osobą. Ależ ty masz miękkie serce, Lynch.
- Chujowo, nijako i dziwnie - westchnąłem. - A fizycznie nawet dobrze, tylko czasem mam ochotę zwymiotować.
- Tak jest po zemdleniu, więc musisz to przetrwać, ale porozmawiajmy lepiej o twoich uczuciach, bo od tego tu po raz trzeci jestem - odstawiła kubek na szpitalnej szafce.
Czyli teraz mam wyjść na idiotę i powiedzieć, że moje serce umarło, choć żyję? Stwierdzić, że nie mam po co walczyć i znaleźć się dwa metry pod ziemią, choć w połowie jest inaczej? Krzyknąć, że nienawidzę z całego serca Laury Marano, choć jest zupełnie na odwrót?
- Jakbyś chciał przejść na "ty" to jestem Loren - uśmiechnęła się, klepiąc mnie po ramieniu.
Kiwnąłem głową na znak, że zrozumiałem i wziąłem powietrze. Za bardzo nie wiedziałem, jak zacząć, czy już teraz strzelić z prostu z mostu, że jestem beznadziejny, a moja nadzieja mnie nie pamięta.
- Nie wiem - powiedziałem. - Nic nie wiem, na dodatek jestem beznadziejny, a ona mnie nie pamięta - wzruszyłem ramionami.
- Laura? To o nią chodzi? - spytała.
- Tak. Pewnie mój brat wszystko wyjaśnił. 
Zacząłem się trząść, a jedyną rzeczą jaką chciałem zrobić to popłakać się. Nic nie powiedziałem. I może Loren wiedziała o całej sprawie, to i tak to ja powinienem powiedzieć o tym, mówiąc przy tyokazji, jak się czuję.
Spuściłem głowę w dół, a po sekundzie poczułem łzy na rękach. Zacisnąłem je w pięść i przegryzłem wargę, aby pozbyć się bólu. Nie fizycznego, a psychicznego, który sprawiał fizyczny, choć wolałem właśnie ten.


                 Zdenerwowana przekroczyłam próg szpitala, do którego miałam przyjechać. Riker wyjaśnił mi wszystko przez telefon, żeby tutaj nie tracić czasu. Martwiłam się o Rossa i jego stan zdrowia. Cichy głos w mojej głowie nawijał na okrągło, że może umrzeć, pobudzając mój strach i część z wspomnieniami, o których zapomniałam.
Stanęłam na środku korytarza i złapałam się za głowę. Mój oddech stał się cięższy i spowolniony, a przed moimi oczami pojawił się obraz z "poprzedniego życia".

Na miejscu, na którym miała zastać swojego chłopaka nie zastała jego, tylko małą karteczkę złożoną w pół. Drżącymi rękami wzięła ją do dłoni i rozłożyła. Śledziła kolejne słowa, ledwo oddychając. 'Zerwał ze mną' - przeszło jej przez myśl. Rzuciła kartkę na chodnik, uświadamiając sobie, że została sama. Policzki dziewczyny po paru sekundach zalały się łzami, a niebo jakby wiedziało co się stało, wypuścił krople deszczu. Przykucnęła, przeczesując dłonią włosy. Zadając sobie pytanie co z nią nie tak, opadła na szare kostki płacząc coraz głośniej. Jednak po paru minutach wyjęła z kieszeni spodni telefon i wybrała numer do ostatniej deski ratunku. Cztery sygnały musiała czekać na to aż odbierze. Ale w ogóle miała szczęście, bo odebrał.
- Halo? - usłyszała głos blondyna, na co wybuchła ponownie płaczem. - Lau? Co się stało?
Nie odpowiedziała. 
- Boże, już po ciebie przyjeżdżam. Proszę cię, nigdzie nie odchodź - rozłączył się.
Brunetka nadal miała telefon przy uchu, mając nadzieje, że usłyszy głos przyjaciela. Działał on uspokajająco, poprawiał minimalnie humor. 

Otworzyłam oczy, słysząc głos starszego Lyncha. Riker spojrzał zmartwionym wzrokiem na moją twarz, a ja wpadłam w jego ramiona. Bolało mnie to, że nie pamiętała najważniejszych chwil życia ani Rossy'iego. Ile bym dała, aby powrócić do tamtych czasów i skróciła cierpienia blondyna, mojego i niepowtarzalnego blondyna.


***

Cześć i czołem misiaki!
Dawno mnie tu nie było, nie licząc lba, do którego zostałam nominowana i wyjątkowo na niego odpowiedziałam. Jestem świadoma tego, że obiecywałam regularnie od marca rozdziały, ale nic z tym nie zrobię, choć powinnam zabrać się za regularne wstawianie, bo zamiast w tym roku nie skończę tego ff nigdy.
Sam rozdział wyszedł nawet dobrze, gdyby nie ta końcówka, a raczej perspektywa Laury, której nie było od dawna. Ale ważne jest to, że się pojawiła! Za niedługo będzie najważniejszy moment i główne wydarzenie tego fan fiction. Nie mogę się doczekać, lol.
Na koniec tej notki chciałabym poprosić o napisanie co myślicie o tym ff, co mam poprawić; jeśli zauważyłyście błędy to napiszcie mi o nich + jaki jest Wasz ulubiony moment fay?

Życzę udanego tygodnia!
Ania x

4 komentarze:

  1. Cudowny rozdział!
    Jak zawsze wyszedł ci świetnie. Cały ten blog jest genialny i bardzo mi się podoba. Po prostu lubię twój styl pisania, a ta historia mnie ciekawi. Nie musisz nic poprawiać, bo jest dobrze tak jak jest. Chociaż mogłabyś dodawać częściej rozdziały.
    Czekam na next. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział :*
    Czekam na next ♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny < 3
    Hm... ja myśle, że nie musisz nic poprawiać i zmieniać.
    Czekam na nexta!
    Pozdrawiam :*
    Twoja Czekoladka ♥

    OdpowiedzUsuń