poniedziałek, 1 lutego 2016

Dziewięć

"- Cause you walked out and left me stranded
Nothing left but picture frames
And I just keep on asking myself

How'd we drift so far away
From where we left off yesterday?
I'm lonely like a castaway
Heartbreak that I can't escape
A sinking ship I'll never save
I'm lonely like a castaway*

- Wow - przyznała pod wrażeniem dziewczyna. - To było... piękne. Zaśpiewasz mi coś jeszcze?
- Jasne - zgodził się".


                 Mruknąłem niezadowolony, gdy do moich oczu dostały się promienie słońca. Głowa pulsowała mi od bólu po wypitym alkoholu, a chyba jego litrach. Nie mogłem odtworzyć niczego z wczorajszego wieczoru, a każdy ruch ciałem skutkował moim syknięciem. Byłem pewien, że ten dzień będzie jednym z dni, których będę miał dość. Już miałem dość. Ból rozpowszechniał się z prędkością światła. Samo otworzenie powiek było nie lada wyzwaniem. Jednakże je otworzyłem, a w oczy rzucił mi się bałagan jaki zrobiliśmy i Niall, który stał nade mną w pogniecionej koszulce i z grymasem na twarzy. Przynajmniej nie byłem jedynym skacowanym człowiekiem tutaj.
- Powiedz, że masz dla mnie tonę paracetamolu - wyjęczałem, nie zdobywając się na uśmiech.
W odpowiedzi jedynie usłyszałem chichot. Oznaczało to, że musiałem iść sam do kuchni. Pokazałem mu środkowy palec, prosząc grzecznie, aby był cicho. Powoli podniosłem się do pozycji siedzącej, by rozejrzeć się po pomieszczeniu. Michael leżał jakby nigdy nic na kanapie, przytulając do siebie bluzę Horana, na co uśmiechnąłem się szeroko. Bodajże nie byli razem, ale ja sądziłem inaczej. Jednak nie poruszałem jeszcze tego tematu, bo nie chciałem być zbytnio nachalnym. Wiedziałem, że musi minąć trochę czasu i dopiero wtedy zapytać się o ich relacje. Jednak nigdzie nie mogłem ujrzeć Rikera. Na pewno nie wstał wcześniej ode mnie, bo to nie było możliwe. Gdy tylko miał wolne, spał do wyczerpania i jeszcze dłużej. Przez pracę jednak musiał wstawać o określonych godzinach. Zazwyczaj to była siódma, spoglądając na to, że pracował niedaleko. Dokładniej w jakieś korporacji, jednakże nie znałem jej nazwy. Zarabiał dość sporo, przez co dawaliśmy teraz radę. Ja byłem zbyt załamany, aby chodzić do sklepu z ubraniami, w którym pracowałem. Wypadek Laury spowodował, że musiałem wziąć dłuższy urlop. Melanie - właścicielka butiku - w pełni to zrozumiała i życzyła, żeby brunetka odzyskała jak najszybciej pamięć, a zarazem dała mi wolne, abym mógłbym się ogarnąć i wrócić z nowymi siłami.

                 Wstałem, czując, że za chwilę wybuchnie mi głowa. Nie zdawałem sobie sprawy z zaistniałej sytuacji, bo w myślach była tylko Marano. Znowu zaprzątała mi myśli samą sobą tym samym nasilając ból. Czy ja prosiłem się o tą drobną brunetkę? Czy ja kurwa się o nią kurwa prosiłem? Nie. Chciałem wreszcie żyć bez myśli o niej, ale jednak ktoś robił wszystko na odwrót. Przekląłem pod nosem, ślimaczym krokiem przekraczając próg kuchni. Nie zwracając uwagi na przebywające w niej osoby, wyjąłem z szuflady opakowanie paracetamolu, z lodówki butelkę mineralnej wody, a z suszarki szklankę, Wlałem do naczynia przezroczystej cieczy. Z pudełka wysypałem dwie tabletki i popiłem je wodą.
- Hej wam - usłyszałem głos Anderson, przerywając tym samym picie.
Postawiłem szklankę na blacie z niedowierzaniem próbując sobie wbić do głowy, że właśnie przede mną stoi Lila Anderson w mojej koszulce i bokserkach. Wbiłem w nią ostre spojrzenie, chcąc nim dowiedzieć się co robi tutaj w mojej bluzce i majtkach. Ogólne rzecz mówiąc.
- Kotek, co jest? - zapytała, podchodząc do mnie bliżej.
Jej zachowanie zbiło mnie z tropu. Nie przypominałem sobie, żebym zapraszał brązowowłosą wczoraj, czy parę dni wcześniej. Nie chciałem mieć z nią nic wspólnego, nawet jeśli kiedyś ją kochałem i zależało mi na niej. Była niczym w stosunku do Laury, która mnie nie pamiętała i do Michaela, którego znałem zaledwie paręnaście godzin.
- Jaki kotek, hola, hola, dziewczyno! - warknąłem, odpychając ją delikatnie.
- No, mówiłeś, że... Niall powiedz coś - poprosiła płaczliwie, kierując wzrok na Horana.
Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że oprócz mnie i Anderson był jeszcze blondyn i mój brat, który skanował nas zimnym spojrzeniem. Usiadłem na krześle i dopiłem wodę. Przeczuwałem, że za chwilę wybuchnie kłótnia i dość mocna wymiana słów między kimś a kimś.
- Co ja znów?! Ty na serio jesteś chora, Anderson - Niall zmrużył oczy.
- Obiecywałeś mi tyle - załkała. - Powiedziałeś mi, że Ross mnie kocha i zrobisz wszystko, abyśmy byli razem...
- Ja ci nic nie obiecywałem. Jedynie, że zgłoszę cię na policję za nachodzenie mnie - odpowiedział poważnie, tracąc powoli kontrolę.
Już nic nie rozumiałem. Jak mogła sobie ubzdurać, że ja ją kocham? I co ma wspólnego z nią Horan? Nigdy nie wspominał, że Lila go nachodzi. Szczerze mówiąc myślałem, że ponownie coś kombinuje, abym cierpiał jak nigdy. I na dodatek była jeszcze sprawa z amnezją Laury, a ona nie wpłynęła na mnie za dobrze i tak naprawdę każde posunięcie na moją psychikę może skończyć się nie najlepiej.
- Teraz sobie wmawiaj - nagle zmienił się jej ton głosu.
Z płaczliwego w oschły i cholernie pewny siebie. Ręce położyła na piersiach, wysuwając lekko do przodu prawą nogę i przegryzając wargę, mierzyła Nialla wrednym wzrokiem. W tęczówkach Anderson zauważyłem iskierki rozbawienia. Dyskretnie przewróciłem oczami, bo wiedziałem, że takim sposobem dziewczyna chciała postawić na swoim. Zawsze tak robiła, gdy coś nie szło po jej myśli.
- Wiesz co Anderson, najlepiej będzie jak wyjdziesz - odezwał się Riker, pokazując dłonią wyjście z kuchni.
Powoli nie ogarniałem co się dzieje. Ostrość wzroku pogarszała się z każdą sekundą, a głowa stawała się cięższa niż była. Przed oczami pojawiły mi się mroczki, a chwilę później poczułem jak upadam na podłogę. Chyba zemdlałem.


*5 Seconds of Summer - Castaway

***

No więc... Hej? Nie było mnie tu dosyć długo. Wolę w tym momencie zakopać się pod piasek niż pisać notkę, bo to najdłuższy okres w ciągu bycia niecałych dwóch lat na bloggerze, w którym na dodawałam rozdziałów. Cóż dużo się działo. No i brak weny doskwierał na każdym kroku.
Rozdział krótki, oczywiście nudny, bo brak Laury i Raury moments, ale trzeba się uzbroić w cierpliwość. Ogólnie co do kolejnych rozdziałów to od marca powinnam ruszyć z regularnym dodawaniem ich. Nie wiem czy coś dodam do końca lutego, choć od piętnastego lutego mam ferie, ale na sto procent na początku marca pojawi się dziesiątka.

Przepraszam za długie oczekiwanie na nowy rozdział. Jeśli podoba się Wam dziewiątka, pozostawcie po sobie ślad i dajcie znać, co myślicie o całej fabule tego ff. Byłoby mi miło :')

[rozdział nie sprawdzany]

Kocham,
Smile

5 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział!
    Jak zawsze wyszedł ci świetnie. Choć nie jestem długo na tym blogu to już go polubiłam. Twoja historia na prawdę mnie ciekawi. Może w następnym rozdziale będą jakieś momenty Raury?
    Czekam na next. :*

    Ps. Zapraszam cię na mojego bloga:
    http://life-is-like-a-labyrinth-raura.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nominowałam cię do LBA!
      Szczegóły u mnie:
      http://life-is-like-a-labyrinth-raura.blogspot.com/2016/03/kolejne-lba.html?m=0

      Usuń
  2. Super rozdział :*
    Cieszę się, że dodałaś go.
    Oby nic Rossowi się nie stało.
    Czekam na next ♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny < 3 Zresztą jak zawsze :)
    Mam nadzieje, że Rossowi nic ne będzie i że będą jakieś Laura i raura moments^^
    Czekam na nexta!
    Pozdrawiam :*
    Twoja Czekoladka ♥

    Ps. : Zapraszam na tego bloga, którego prowadzą dwie świetne dziewczyny: love-chase-raura.blogspot.de

    OdpowiedzUsuń
  4. Supcio :) :) :) :) :) :) :)

    OdpowiedzUsuń