czwartek, 24 grudnia 2015

One Shot - I'd like to say 'I love you'

 Chciałabym życzyć Wam Wesołych Świąt, bogatego Mikołaja i czego sobie chcecie i również przeprosić za to, że od ponad miesiąca nie ma rozdziału. Nie wiem kiedy pojawi się dziewiątka, bo po prostu nie mam ochoty ani weny na pisanie. Mam nadzieję, że wybaczycie.
A teraz zapraszam na świątecznego osa, czyli jak popsuć jednopart :')

Ania xx

~*~

Myślałam, że wszystko będzie dobrze.
Myślałam, że nasze relacje się naprawią.
Myślałam, no właśnie myślałam. Świat nie jest idealny i nie spełnia naszych marzeń, kiedy tylko my chcemy. Musimy walczyć o każdy dzień, o każdą ważną osobę w naszym życiu.
Ja walczyłam. Upadałam kilkanaście razy, za każdym razem podnosiłam się, ale dziś już tego nie zrobiłam.
Nie daję już rady. Ciągłe przepraszanie nic nie dawało. Ten dzień to koniec użalania się, myślenia co można byłoby tu zrobić.

*3 lata później*
*22 grudnia*

- Laura, leniu śmierdzący chodź mi pomóż! - usłyszałam z kuchni wrzask Vanessy.
No tak święta. Jak ja ich nie cierpię. Te wszystkie przygotowania, ubieranie choinki i pieczenie tydzień przed tym dniem pierników, te sztuczne uśmiechy przy stole, prezenty. Dla mnie to jest katorga, ale jedynym plusem tych świąt jest to, że spędzam je z Van. Od czasu, gdy zerwałyśmy kontakt z Lynchami, Boże Narodzenie spędzamy tylko we dwójkę, z czego naprawdę się ciesze.
- Laura ty naprawdę jesteś głucha i potrzebujesz aparatu czy co - rzuciła twardym tonem, wchodząc mojego do pokoju.
- Nie widzisz, że dopiero się podnoszę - westchnęłam.
- To się pospiesz, bo całego dnia nie mam.
Spojrzała na mnie sugestywnie, a ja jedynie dałam jej znać, żeby wyszła, bo chciałabym się ubrać. Jeszcze przed wyjściem oznajmiła, że mam piętnaście minut i z cichym trzaskiem zniknęła za drzwiami moich czterech kont.

~*~

- Już jestem - powiadomiłam siostrę, wchodząc do kuchni.
Panował w niej jednym słowem - bajzel. Wszystko było wszędzie, nie wspominając o samej Van. Włosy były pokryte mąką, a na rękach znajdowały się żółtka.
- Myślałam, że te piętnaście minut to będzie katorga, nie myliłam się - zaśmiała się.
- Zauważyłam - pokręciłam głową. - To może pójdź się ogarnąć, a ja tu posprzątam.
Czarnowłosa przytaknęłam i posyłając mi buziaki, na które - tak na marginesie - przekręciłam oczami, wybiegła z pomieszczenia doprowadzić się do porządku. Ze zrezygnowaniem, sięgnęłam po szczotkę i zaczęłam zmiatać wszystko ze stolika, uprzednio sprawdzając, co na nim się znajdowało. Po nim zabrałam się za podłogę i gdy już kończyłam, do kuchni wkroczyła Vanessa ubrana w dopasowaną, czerwoną sukienkę na trzy-czwarte rękawka i czarne szpilki. W lewej dłoni trzymała kopertówkę, a w prawej czarny płaszcz.
- Gdzieś się wybierasz? - spytałam się.
- Tak. Umówiłam się z chłopakiem - odpowiedziała z bananem na twarzy.
- Z chłopakiem, dzisiaj i mówisz mi dopiero przed wyjściem? - odparłam z oburzeniem. - Fajnie i to bardzo. Przecież, po co mi o czymkolwiek mówić.
- Siostra, przepraszam, okej? Po prostu nie wiem, czy coś z tego wyjdzie.
- Daj sobie spokój i idź, bo się jeszcze spóźnisz - warknęłam.
- Przepraszam, Lau. Pa - pomachała mi.
Zła, opadłam na krzesełko. Rozumiałam, że mogła mieć swoje tajemnice, ale o każdym chłopaku mi mówiła. Nawet jeśli nie wiedziała, że to wypali. Z drugiej strony było mi smutno, bo czułam, że mi nie ufa. Niektórzy się dziwią, że mieszkam jeszcze z siostrą. Mam te dwadzieścia-trzy lata, ale perspektywa mieszkania samej, jakoś mi nie odpowiadała. Bałam się trochę, że przez to urwie się nam kontakt, więc postanowiłyśmy zamieszkać razem.
Uznałam, że jeśli się przejdę, to poczuję się lepiej. Więc biorąc małą ilość pieniędzy i telefon ze słuchawkami, ubrałam się w czarne kozaczki i parkę. Przekraczając próg, zamknęłam za sobą drzwi na klucz i skierowałam się w stronę najbliższego parku.
Gdy już doszłam do celu, usiadłam na ławce. Z kieszeni wyjęłam smartfona i już podpięte do niego słuchawki, po czym założyłam je na uszy. Włączyłam pierwszą lepszą piosenkę i opierając się o oparcie drewnianej ławki, odpłynęłam.

I don't want a lot for Christmas 
This is all I'm asking for 
I just want to see my baby 
Standing right outside my door 
Oh I just want you for my own 
More than you could ever know  
Make my wish come true 
Baby all I want for Christmas is you*

Moje życie, moje wybory. - to słowa, którymi kieruje się w życiu. Nikt i tak nie będzie mi mógł niczego zabronić. Od pięciu lat jestem pełnoletnia i mam prawo decydować o własnym życiu. A to, że mieszkałam nadal z siostrą, było jedynie moją i jej sprawą.
Z transu wybudził mnie dotyk kogoś obcego. Z prędkością światła otworzyłam oczy i zdjęłam słuchawki.
Jak szybko zareagowałam na dotyk, tak szybko tego pożałowałam. Gdy spojrzałam na tę osobę, wspomnienia wróciły. Zdwojoną siłą. Tak jak rzucony gdzieś w dal bumerang, który wrócił z dalekich miejsc.
- Laura, to ty? - jego zdziwiony głos rozbrzmiał w moich uszach.
Wstrzymałam oddech na sposób, w jaki zapytał się czy to ja. Tęskniłam za nim niesamowicie, ale zachowanie, jakim mnie niszczył, nie pozwalał mi rzucić się w jego ramiona. Nie teraz, przynajmniej.
- Nie, pomyliło ci się coś.
Postanowiłam grać, mając nadzieję, że odejdzie. Udawanie, że nie znam osoby, na której mi zależało i nadal zależy... Nie, wróć. Nie zależy mi na nim. Nie zależy mi na nim. Nie i koniec.
- Laura, to ja Ross
- Nie znam cię człowieku, odczep się - rzuciłam obojętnie.
- Laura, ale ja wiem, że to ty - jęknął żałośnie.
I teraz miałam ochotę rzucić mu się w ramiona. Powiedzieć mu co myślę i że tęskniłam. Lecz uraza zastawiona na moim sercu nie pozwalała mi na to.
- Nie rozumiesz, że masz się ode mnie odczepić! - zdecydowałam się spojrzeć na twarz blondyna.
Poczułam, to co kiedyś, gdy ujrzałam czekoladowe tęczówki mojego byłego przyjaciela. Serce zaczęło bić niewyobrażalnie szybko, jakby miał za chwilę wyskoczyć z klatki piersiowej.
- Tęskniłem. - wyszeptał mi do ucha, po kilku minutowej ciszy.
- A ja nie, Lynch - również wyszeptałam.
- Laura, ja... - wystękał, ale ja nie czekałam na jego wyjaśnienia. 
Odsunęłam się, zwiększając minimalnie między nami odległość, po czym uderzyłam go w policzek. Ross od razu złapał się za niego, spuszczając głowę w dół i wyszeptał ciche 'przepraszam'. Prychnęłam pod nosem na jego wyznanie i bez słowa go opuściłam.

~*~

*24 grudnia*

To dzisiaj wieczorem będziemy siedzieć przy kolacji wigilijnej z Lynchami. Jak się okazało, tym tajemniczym chłopakiem okazał się sam Riker Lynch. Najstarszy z rodzeństwa. Nie byłam zadowolona z takiego obrotu spraw, ale uznałam, że nie będę robić spin. Miałam inne problemy, a w tym Rossa, który również miał się pojawić dziś w naszym domu. Byłam się naszego spotkania po tym incydencie w parku. Tylko czym ja się przejmowałam?
Wywlekłam się niechętnie z łóżka i podeszłam do szafy. Z niej wyjęłam kremową koszulę, czarną, rozkloszowaną spódniczkę i tego samego koloru szpilki, po czym poszłam do łazienki, w której umyłam się i odziałam w wybrany zestaw.
Gotowa, zbiegłam po schodach, kierując się wprost do kuchni. W niej ujrzałam Vanessę, przeglądającą jakieś czasopismo. Była tak zajęta, że nawet nie zauważyła tego, jak się jej przyglądam.
Po zjedzeniu śniadania przygotowanego przez czarnowłosą odstawiłam talerz do zmywarki, a sama poszłam ubrać ubranie wierzchnie. Zapięta, założyłam torbę na ramię i wyszłam z domu, zamykając za sobą drewnianą powłokę.
W drodze do niekonkretnego celu przyglądałam się wystawą najróżniejszych sklepów. Musiałam kupić Van prezent, ale nie miałam żadnego pomysłu na niego. Nie chciałam również podarować jej czego co dostała przed laty lub czego ma.
Nagle stanęłam przed jubilerem, gdzie ujrzałam idealny naszyjnik. Uśmiechnęłam się na jego widok i czym prędzej weszłam do środka.
- Dzień dobry. - powiedziałam miło do sprzedawczyni.
Była nią młoda kobieta, obstawiałam, że miała najwyżej dwadzieścia pięć lat. Lokowane włosy, opadały jej kaskadami na drobne ramiona, a oczy ze znudzeniem skanowały wszystko po kolej, kończąc na mnie.
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc? - spytała się radośnie blondynka.
- Em... Bo na wystawie zauważyłam taki srebrny naszyjnik i no... chciałabym go zobaczyć, jeśli można - przeczesałam włosy.
- Proszę śmielej mówić, nie gryzę - posłała mi szczery uśmiech.
Podeszła do szyby, przed którą znajdowała się biżuteria. Wzrokiem odnalazła poproszoną przeze mnie rzecz i biorąc ją w ręce, stanęła ponownie przede mną.
- Piękny - wyszeptałam pod nosem, patrząc na dłoń.
- Też tak uważam - zaśmiała się. - Jestem Cat.
- Laura - odpowiedziałam.
Byłam onieśmielona pewnością siebie Cat. Jej uśmiech emanował radością i szczerością, co zapewne przyciągało wielu chłopaków, bo co jak co, ale blondynka była niezwykle prześliczna. Nieco wyższa ode mnie, umalowana delikatnie jedynie tuszem do rzęs i błyszczykiem.
- To więc dla kogo ten naszyjnik? - spytała się.
- Dla siostry. Mogę wiedzieć, ile kosztuje? - rzuciłam.
- Nic. Dam ci go za darmo, bo wiem, że zależy ci na szczęściu siostry - rzekła, wyjmując z pod lady torebkę firmową.
- Nie, chciałabym wiedzieć ile kosztuje ten naszyjnik - powiedziałam natychmiastowo.
- Jestem właścicielką tej firmy, a z okazji świąt daje ci to za darmo. Chce, żeby siostra była jeszcze bardziej szczęśliwa - oznajmiła Cat, podając mi zapakowany naszyjnik.
- Nie powinnam, ale... - westchnęłam.
- Kochanie, do naszyjnika dorzucam ci jeszcze mój numer. Zadzwoń i pogadamy. A że jeden naszyjnik wyjdzie za darmo dla tak pięknej dziewczyny, jak ty nic mi nie zrobi.
- Dziękuje - zarumieniwszy się, skierowałam się w stronę wyjścia - Wesołych Świąt.
- Wesołych Świat - odpowiedziała z wielkim bananem na twarzy.

~*~

- Gdzieś ty była? - wrzasnęła zdenerwowana Vanessa.
Warknęłam pod nosem na jej reakcję, gdy ukazałam się w wysprzątanej kuchni. Na blacie leżały już gotowe do wyniesienia potrawy, oczywiście między nimi pojawiły się dwa szampany.
- Dzwoniłam i dzwoniłam! Pytam się jeszcze raz. Gdzieś ty była? - spytała trochę łagodniej.
- Byłam się przejść - odpowiedziałam, po części kłamiąc.
- Przejść?! Dzisiaj? Chyba ci coś na mózg spadło! -parsknęła wymuszonym śmiechem.
Zacisnęłam dłoń w pięść. Nie lubiłam, gdy miała pretensje o wszystko, co zrobiłam. Sama nie była lepsza.
- Tak, przejść. Masz problem? - syknęłam.
- Nie, nie mam problemu, ale żeby nie odebrać telefonu od siostry - dalej się pruła.
- A jak ty nie odbierasz połączeń, to jest dobrze?
Nie panowałam nad sobą. Łzy pojawiły się w kącikach oczu, gotowe do wypłynięcia. Zawsze, gdy Nessa podnosiła na mnie głos, ja powstrzymywałam płacz. Jednak czarnowłosa tego nie zauważała, bo kamuflowałam się, jak tylko mogłam.
- Nie, ale mój jest najczęściej rozładowany - broniła się.
- To nie jest wytłumaczenie!
- A według ciebie twoje wytłumaczenie jest zajebiste! Nie rozśmieszaj mnie!
- Sama nie jesteś lepsza. Najpierw spójrz na siebie, a później na innych. - powiedziałam i skierowałam się w stronę drzwi. - A i jeszcze jedno. Nie mam zamiaru jeść z tobą i Lynchami kolacji. Pewnie i tak będzie z nimi lepiej - ostatnie zdanie wyszeptałam, a po jego wypowiedzeniu zostawiłam siostrę samą w kuchni.

~*~

Stłumione śmiechy przybyłych, radosne okrzyki Van - wiedziałam, że tak będzie. Zupełnie zapomniała o mnie i o naszej kłótni. Jednak towarzystwo potrafiło jej zastąpić mnie.
Postanowiłam ruszyć swoje cztery litery, żeby zrobić sobie coś do picia. Wystałam z materaca, po czym wychyliłam głowę, żeby zobaczyć czy ktoś tutaj nie idzie, ale w to wątpię. Upewniając się, że nikogo nie ma, wyślizgnęłam się z pokoju i po cichu podreptałam do kuchni. Będąc w pomieszczeniu, wzięłam do ręki szklankę, która znajdowała się na stole i sok, który był obok kubka. Po nalaniu cieczy do naczynia otworzyłam szafkę i wyjęłam z niej popcorn. A gdy już miałam wychodzić, do kuchni wszedł Riker. W dłoniach miał dwie miski, pewnie po sałatce robionej przeze mnie.
- O, hej - przywitał się zaskoczony. - Co ty tutaj robisz? - spytał się od razu.
- Ja? Mieszkam - odpowiedziałam nie miło.
- Van mówiła, że... - przerwałam mu machnięciem ręki.
- Vanessa kłamała - prychnęłam, obdarzając blondyna pogardliwym spojrzeniem.
- Och, okej - westchnął. - Przepraszam.
- Pff, przepraszam. Jedynie to potraficie - wysyczałam.
- Lau...
- Cześć - nie słuchając dalej, ominęłam go i wybiegłam z kuchni.

~*~

Spacerowałam po pustych ulicach, nie przejmując się niczym. Myślałam, jakby to było, gdyby mnie tu nie było. Przynajmniej nie cierpiała, byłabym szczęśliwa z rodzicami. Tam na górze. Ale czy oni by tego chcieli? Pamiętam, jak mama zawsze mi mówiła, że ze względu na wszystko i wszystkich powinnam być silna i nie robić głupstw. Te słowa dodawały mi otuchy i gdy zdarzały się momenty, w których miałam dość, przypominałam sobie o nich. 
Ale czy ja tak potrafię? Potrafię cieszyć się z małych rzeczy, cieszyć się z tego, że żyję? Sama nie wiem.
Aktualnie czuję się jak badziewnej książce, opowiadającej o zakompleksionej dziewczynie. Czułam się tak beznadziejnie, że było mi wszystko jedno. Vanessa i tak za mną by nie tęskniła.
Idąc dalej przed siebie, nie myślałam zbytnio nad tym. Świeże powietrze powoli poprawiał mi samopoczucie, ale nie na tyle, abym mogła pomyśleć o czymś miłym lub uśmiechnąć się.
- Laura! - usłyszałam za sobą krzyk znanej mi osoby. Przyspieszyłam w kroku. - Laura! - ponowił.

~*~

- Laura, pogadaj ze mną - poprosił zmęczony Lynch, łażąc za mną od godziny.
Przez calutkie sześćdziesiąt minut jęczał, żebym go wysłuchała, co robiło się coraz bardziej irytujące. I to był jedyny powód, dla którego stanęłam i odwróciłam się w jego stronę.
- Okej, mów - powiedziałam oschło.
- Chciałbym cię przeprosić. Ja... zachowywałem się głupio jak jakiś pięciolatek. Żałuję, że powiedziałem tyle nie miłych słów. Możesz mi nie wierzyć, po raz kolejny przywalić w twarz. Zasłużyłem na to, jak nikt inny - zaśmiał się. - Ale nawet jeśli teraz nie wybaczysz, będę miał nadzieję, bo to ona umiera ostatnia. Ale to nie koniec.
Zrobił dwa kroki w przód, tym samym stykając nasze ciała. Poczułam jego oddech na szyi i dłoń oplatającą moją dłoń. Serce zaczęło bić niewyobrażalnie szybko, jakby miał za chwilę wyskoczyć z klatki piersiowej. Cholerne deja vu.
- Jest jeszcze jedna rzecz, o której chciałbym ci powiedzieć, Lauro - odparł poważnie.
- No to powiedz, dopóki się nie rozmyślę - droczyłam się.
Jego usta wylądowały na moim uchu, chwilę później szepcząc...
- Kocham cię.
Po czym wargi blondyna znalazły się na moich, idealnie złączając je ze sobą.

Presents under the tree
Could never mean as much to me
As you here, that's what I believe
That when I see Santa's sleigh-ay-ay

Headed this way-ay-ay
He's gonna hear my wishes and know I miss ya
Fa la la la la la la la la la la la**


~*~

* Mariah Carey - All I Want For Christmas Is You
** R5 - Christmas is coming

Ps. Jest to one shot, który pojawił się rok temu na Two World, One Feeling, lecz tu ujawniła się jego przerobiona wersja. Zdaje mi się, że nawet dwie-trzecie jego zostało przekształcone.

6 komentarzy:

  1. Super OS :*
    No Wesołych Świąt i Szalonego Sylwestra.
    Czekam na next ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny < 3
    Dziękuje i nawzajem :)
    Pozdrawiam :*
    Twoja Czekoladka ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny OS!
    Cieszę się, że poleciłaś mi swojego bloga. Przeczytałam już wszystkie rozdziały i powiem ci tylko jedno. Ten blog jeż świetny. Bardzo, ale to bardzo mi się spodobał. Masz wielki talent. Na pewno dalej będę czytała twoją historię.
    Czekam na next. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny <3
    Czekam na rozdział ;)
    A i zapraszam na mój
    pamietnik-rossa-lyncha.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej!
    Rzadko tu komentuje, ale dziś postanowiłam napisać :)
    Podoba mi się fabuła bloga.
    Jest tu też ładnie (szablon). Podoba mi sie twój styl pisania.
    Tak więc do następnego rozdziału.









    +zapraszam do mnie http://canitasteyourlipsagine.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń