"- Co?
Chłopak otrząsnął się pod wpływem głosu dziewczyny. Po raz kolejny, bez ceremonialnie patrzył się na twarz swojej przyjaciółki.
- Eee... Emm.. Już nic".
Trzask rozbitego szkła pochłonął kuchnię. Po raz kolejny w tym tygodniu potłukłem szklankę. Nie wiem, która to była. Może siódma? Lub piętnasta? Sam nie znałem powodu mojej nieprzytomności. Albo coś tłukłem, albo niszczyłem, jak na przykład dwa dni temu pozbawiłem prądu na kilkanaście godzin.
Oparłem się o blat stołu, klnąc pod nosem. Nic mi ostatnie czasy nie wychodziło. Ogólnie czułem się gówno; moje samopoczucie dawało wiele do życzenia. Tak samo jak mój wygląd. Wielkie cienie pod moimi oczami, zmęczony wzrok, tłuste włosy. Wyglądałem jak menel, a Niall dawał mi to do zrozumienia. Riker milczał, czasem posyłając mi rozbawione spojrzenie. Cóż, olewałem to wszystko. Starałem się zachowywać normalnie i nie płakać po kątach.
- Ross, znowu coś stłukłeś?
W przejściu stanął mój brat. Na jego twarzy było widać duże rozbawienie tym, co zrobiłem. Za dwoma pierwszymi kubkami był zły, ale teraz traktował to jako rozrywkę. Śmiał się otwarcie i wyzywał od idiotów. Fajny brat, nie ma co.
- Jeśli masz zamiar się śmiać to lepiej wyjdź - mruknąłem oschło i nie czekając na odpowiedź, zacząłem zbierać potłuczone szkło.
- Dobrze - odparł po paru sekundach.
Poczułem jego kolana na moich plecach, lecz zignorowałem to. Chciałem tylko zebrać pozostałości po naczyniu i pójść zaszyć się swoim pokoju. Nie miałem ochoty na wszelakie rozmowy, czy na spędzenie czasu z nim i może Horanem.
Gdy odłamki szklanki znalazły się w koszu, umyłem ręce i wycierając je o spodnie, wyszedłem z kuchni. Czułem na swoich plecach zmartwiony wzrok Rika, a po tym kroki i dłoń na moim ramieniu. Próbowałem się wyrwać, ale szło to na nic. Stałem i czekałem aż coś powie.
- Ross, co się dzieje? - spytał się, patrząc na moją twarz.
- Nic - odpowiedziałem. - Zostaw mnie, chcę być sam.
Pokręcił przecząco głową, nadal mnie trzymając. Widziałem w jego oczach determinacje. Bo gdy Riker Lynch jest zdeterminowany to nic nie stanie mu na drodze.
- Bracie, od wypadku Laury minęły dwa miesiące. Rozumiem to, że tęsknisz, ale lekarz uświadomił nas na samym początku, że będzie trzeba poczekać na rezultaty i one nie nastąpią tak szybko. To, że jest tylko dziesięć procent szansy na to, że odzyska całkowitą pamięć, nie oznacza, że masz się mazgaić i mówić, że nie warto. Człowieku weź się w garść! Pogadaj z nią, powiedz co czujesz. Jestem pewien, że cię zrozumie.
Prychnąłem pod nosem. Nie cierpiałem tego, jak ktoś kazał mi mówić co mam robić. Znaczy, gdy musiałem sam sobie to poukładać. Wtedy nie potrzebowałem nikogo. Jedynie, czego chciałem to tego, żeby ktoś przy mnie po prostu był.
- Prychaniem niczego nie zrobisz, Ross. Może powinieneś zacząć chodzić do psychologa? Widać to na kilometr, że sobie nie radzisz - oświadczył.
- Od razu do psychiatry mnie wyślij! Tak kurwa będzie najlepiej! - syknąłem.
Miałem serdecznie dość. Jeżeli tak bardzo chcą, żebym się ogarnął to proszę bardzo. Niech im będzie.
- Pamiętaj, razem do śmierci i jeszcze dalej - wystawiła mały paluszek.
- Do śmierci i jeszcze dalej - również wystawił mały paluszek, oplatając ten mniejszy.
- Ross, nic a nic nie zmieni naszej relacji? - padło pytanie z ust brunetki.
- Nie - pokręciły głową. - Ale... O czym ty mówisz, Laura?
- Ja nic... Znaczy - jąkała się. - Co by było, gdybym na skutek wypadku dostała amnezji i niczego bym nie pamiętała?
- Nic, bo to nigdy by się nie zdarzyło.
- Odpowiedz na moje pytanie - zignorowała słowa blondyna.
- Nie wiem, Lari, nie wiem...
Postanowiłem ogarnąć trochę swoje życie i powrócić do niego pełną parą. Jeżeli brunetka mnie nie pamiętała i jak na razie na to się nie zapowiadało, to nie było sensu dalej się użalać. Mój brat miał całkowitą rację. I tak są małe szanse na odzyskanie wspomnień, więc po co mam się marnować?
Po orzeźwiającym prysznicu, ubrałem się w czarne rurki z dziurami na kolanach, szarą koszulkę na krótki rękaw i tego samego koloru co spodnie vansy, a włosy zostawiłem roztrzepane. W końcu poczułem się świeżo i czysto. Nabrałem sił na dalsze brnięcie w życie.
Uśmiechnięty wszedłem do salonu, gdzie znalazłem Rikera. Był wpatrzony w ekran swojego iPhona, co chwilę stukając w niego i szczerząc się jak mysz do sera.
- Wyglądasz, jak nastolatka pisząca ze swoim crushem - odezwałem się chamsko, patrząc, jak podskakując, opuszcza telefon.
Parsknąłem śmiechem na jego reakcję, po czym usiadłem koło niego, kierując wzrok na sms od jakiejś Elizy. Blondyn orientując się, że dostał kolejną wiadomością od tajemniczej dziewczyny, wziął z przed mojego nosa iPhona i nie sprawdzając, czy telefonowi czasami nie pękł ekran, czy coś innego, zaczął odpisywać.
- Cóż... Kim jest ta Eliza? - spytałem się.
- Kimś kim nie powinieneś się interesować pod tym względem - odpowiedział niewinnie, a ja go zdzieliłem po barku.
- Śmieszne, wręcz zabawne, HA HA HA - zaśmiałem się sztucznie.
- Oj no - wzruszył ramionami, a ja przewróciłem oczami.
- Więc kim jest ta niewiasta? - poruszyłem brwiami, chcąc dać do zrozumienia, że się zakochał.
- Po pierwsze: nie wmówisz mi, że się w niej zakochałem czy cokolwiek, a po drugie: jest tylko koleżanką z pracy - oznajmił mało przekonująco.
- A ja jestem Madonna - powiedziałem sarkastycznie.
Naszą rozmowę przerwał dzwonek do drzwi. Wstałem gwałtownie z kanapy, po czym biegiem ruszyłem do holu. Nie patrząc przez lipko, kto stoi za drewnianą powłoką, otworzyłem ją. Okazało się, że stał tam Niall z zgrzewką piwa i jakimś chłopakiem.
- Cześć, Ross - Horan podając procentowy napój nieznanemu mi gościu, przytulił mnie.
- Okej, okej, koniec - odsunąłem go od siebie. - Lepiej przedstaw nam gościa, bo jak dobrze mi się zdaje, nie znamy się.
Czarnowłosy poruszył się nie spokojnie, rumieniąc się. Zdziwiony, podniosłem brew. Nialler zaśmiał się cicho pod nosem na reakcję swojego kolegi; chyba kolegi i wprosił się do środka.
- To jest Michael, który się co chwilę rumieni. Cóż, chyba taki jego los - uśmiechnął się łobuzersko w stronę Michaela, a ten odwrócił wzrok.
- My chyba Horan mamy do pogadania - zmierzyłem go od stóp do głów. - Ross jestem, przyjaciel tego debila, od przedszkola.
- Odezwał się, mądrala - prychnął Ni.
Pokazałem mu język i nic nie mówiąc poszedłem do salonu. Chwile później w nim pojawili się goście. Riker zauważając czarnowłosego, wstał i uśmiechając się do niego przyjaźnie, podszedł do niego, żeby objąć go ramieniem.
- Riker jestem. Brat Rossy'ego i kumpel Niallera - przedstawił się, a chłopak odpowiedział:
- Michael, miło mi - i po raz kolejny się zarumienił.
- Czy Mike zawsze się tak się rumieni? - zapytał Rik, a ja razem z farbowanym blondynem wybuchliśmy śmiechem.
Sam nie wiem czemu, ale szczerze mówiąc brakowało mi tego.
***
Ale nudy, a Laury nadal brak. Obiecuję, że za niedługo się pojawi, tylko cierpliwości ludzie, cierpliwości.
Uboga ta dzisiejsza notka, ale nie mam pomysłu i jestem zmęczona.
Podoba się? Skomentuj!
Smile xx
Super rozdział :*
OdpowiedzUsuńBrak Laury. W sumie nie narzekam uparcie.
Ross się ogarnął trochę. Yeah.
Czekam na next ♡
czekam na lau hihi
OdpowiedzUsuńsuuupi dupi rodzial i czekam z niecierpliwoscia na kolejny :P
http://imalittlebitlovedrunk.blogspot.com/
Świetny < 3
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta!
Pozdrawiam :*
Twoja Czekoladka ♥
♥
OdpowiedzUsuńFajny rozdział czekam na następny i zapraszam na mój
OdpowiedzUsuńhttp://pamietnik-rossa-lyncha.blogspot.com