piątek, 30 października 2015

Siedem

"Siedzieli na kocu, znajdującym się na łące. Ona wpatrywała się w niebo, uśmiechając się szeroko, zaś on wędrował wzrokiem po jej twarzy. Powoli się zakochiwał i zdając sobie z tego sprawę, przyswajał to do swojej wiadomości.
- Mam coś na twarzy? - delikatny głos wybudził go z chwilowej zadumy. Nie wiedząc, jakie było pytanie, pokręcił przecząco głową.
Dziewczyna zaśmiała się pod nosem, siadając po turecku. Chłopak wciąż wpatrywał się w nią, jak w najpiękniejszy obraz świata. Znowu patrzył się za długo. Tylko, że nic już nie mógł zrobić.
Nie zwracając uwagi na przyjaciółkę, czy też otoczenie, leżał myśląc o tym jak smakują jej usta. Pragnął ich dotknąć, musnąć swoimi wargami, lecz to były marzenia... Marzenia, które nigdy się nie spełnią. Miał takie wrażenie.
- Ross!
Cichy szept brunetki i ręką na jego ramieniu rozluźniły jeszcze bardziej blondyna. Chciał, żeby tak zostało. Po prostu czuł się jak w raju".


                 Otworzyłem szeroko oczy, siadając gwałtownie. Serce biło mi jakbym przebiegł maraton, po boku twarzy leciała stróżka potu. Koszmar. Przyśnił się mi się wypadek Laury. Pełno krwi. Jedyne co zapamiętałem.
Przerażony najpierw przetarłem oczy, a po tym rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałem. Nie byłem w swoim pokoju, co zauważyłem od razu. Ściany były granatowe. Znajdowały się tam najróżniejsze zdjęcia, plakaty. Czarne meble nie pasowały do barwy pomieszczenia, a rzeczy były porozwalane. Domyślałem się, że znajdowałem się w pokoju Nialla. Horan nigdy nie miał smykałki do dekorowania i tych bzdurnych rzeczy, którymi w większości przypadkach zajmowały się kobiety. Swój pokój traktował jak hotel. Nie sprzątał, robiła to za niego jego mama, gdy odwiedzała go na dłużej niż parę godzin. Było widać, że taki układ mu odpowiadał i nie miał nic przeciwko. Typowy maminsynek
Zdjąłem z siebie koc, którym byłem przykryty, po czym postawiłem stopy na chłodnych panelach. Lekko wzdrygnąłem pod wpływem zimna i przyzwyczajając się do temperatury, powoli wstałem. Nagle opadłem na łózko, skulając się i łapiąc za brzuch. Ból był tak mocny, do tego dochodziła jeszcze pulsująca głowa. Nie pamiętam co robiłem wczoraj lub dzisiejszej nocy. Ostatnie co mi się przypomina to "rozmowa" z Laurą i to, że wybiegłem zostawiając Rikera bez wyjaśnień. Mocny uścisk w brzuchu zaczął ustępować, czego nie można powiedzieć o głowie. Wyprostowałem się i głęboko oddychając, ponownie wstałem. Teraz odbyło się to bez komplikacji. Wziąłem ciuchy, które miałem wczoraj na sobie i razem z nimi wyszedłem z pokoju, kierując się w stronę łazienki. Tam wykonałem poranną toaletę i całkiem ubrany, i miarę ogarnięty opuściłem pomieszczenie.
Moje myśli były przesiąknięte brunetką. Może troszeczkę przesadziłem z zachowaniem, ale sama mnie do tego doprowadziła. Poprosiła o rozmowę, a ja jak głupi się zgodziłem, bo myślałem, że wszystko sobie wyjaśnimy. Tylko czego ja mogłem się spodziewać? Że rzuci się na mnie? Powie, że mnie kocha? Czy ja na serio muszę być aż tak naiwny. Chciałem tylko zapomnieć, a ona jakby to wiedząc, z premedytacją uprzykrzała mi moje plany. Pojawiała się, płakała i znikała. I tak w kółko. Jeszcze tym samym niszcząc mnie od środka.
Zaśmiawszy się żałośnie pod nosem, przekroczyłem próg kuchni, gdzie znajdował się Niall. W ręce miał codzienną gazetę o nie znanym mi tytule. Przyglądał się czemuś z zmarszczonym czołem, zakreślając to coś w kółko ołówkiem. Odsunąłem krzesełko, chcąc usiąść. Blondyn na dźwięk odsuwania mebla, podniósł wzrok i skierował go na mnie. Na jego twarz wstąpił mały uśmieszek. Wiedziałem, że w myślach wyśmiewa mnie. Rzadko się zdarzało, że bym aż tak zabalował. Chłopak zawsze miał z tego polewkę, wypominał mi to przez dłuższy czas. Miałem nadzieję, że teraz sobie odpuści, bo po pierwsze - bolała mnie głowa; a po drugie - cały humor wyparował mi jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, gdy pomyślałem o Marano.
- Jak się miewa imprezowicz z imprezowiczów? Czy ty coś cokolwiek pamiętasz? - zapytał, ledwo powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem.
- Daj sobie spokój - mruknąłem rozzieleniony.
- No, ej! Chcę się tylko dowiedzieć jak minęło kolejne party w tym miesiącu! Co, nie mogę się o to zapytać? - oburzył się Horan, zakładając dłonie na pierś.
- Nie, nie możesz - burknąłem. - Czego ty nie rozumiesz w prośbie DAJ SOBIE SPOKÓJ?!
Wkurzony, odepchnąłem się od stołu, ledwo utrzymując równowagę. Zszedłem z krzesła i zacząłem nerwowo łazić w jedną i drugą stronę po kuchni.
Jeszcze nigdy nie byłem tak zdenerwowany. Przed wypadkiem Laury rzadko się upijałem do nieprzytomności, a gdy już tak było, nie zachowywałem się tak agresywnie.
W pomieszczeniu nastała cisza, przerywana od czasu do czasu naszymi oddechami. Psułem. Wszystko; no prawie wszystko. Wszystko co miałem, niszczyłem swoim zachowaniem. Wyładowywałem swoją złość na otaczających mnie ludzi i ile kroć chciałem żyć normalnie, tak jak wcześniej - nie potrafiłem. To, że od wypadku minęły dość sporo czasu, nie miało kompletnego znaczenia. Ja po prostu tęskniłem. I tak po prostu nie mogłem o niej zapomnieć, a chciałem tego bardziej niż wszystkiego innego.
- Przepraszam - odezwałem się po kilku minutach ciszy.
Dobra. Było mi głupio i jakkolwiek zabrzmiały te przeprosiny to i tak musiałem do zrobić. Wyrzuty sumienia robią swoje.
- Ale nic się nie stało, Rossy - zaśmiał się uroczo.
Zmarszczyłem brwi. Rossy. Jedyną osobą, która ta mówiła to była Laura. Czasami mówił tak do mnie Horan, ale to zdarzało się tylko, gdy musiałem go kryć.
- Nie mów do mnie Rossy. Brzmi to tak bardzo gejowsko - mruknąłem nieśmiało.
- Oj, Rossy się zarumienił! Rossy się zar...
- Stul pysk, człowieku! - zamroziłem go wzrokiem.
Zaczyna się. Znowu.
- Może już pójdę - powiedziałem pod nosem.
Ignorując blondyna, wyszedłem z kuchni, kierując się do holu. Tam założyłem trampki, a po nich bluzę. Westchnąłem i oglądając się za siebie, miałem nadzieję, że tu przyjdzie; powie, żebym został i mnie przytuli. Chyba za bardzo się przeliczyłem. Stałem jak ten kołek, z głupimi myślami. Pewnie jeszcze z głupszym wyrazem twarzy.
A co jeśli go uraziłem? Zapewniałem go, że nie mam nic do homoseksualistów. Toleruje ich, bo też są ludźmi. No, ale jeżeli go obraziłem?

Przemierzała po czerwonym dywanie rozłożonym wzdłuż sali. W długiej, białej sukni z koroną królowej balu i partnerem. Wymieniali między sobą delikatne uśmiechy, zadowoleni, że jakimś przecudownym cudem to właśnie oni zostali parą balu wiosennego. 
- Wiesz co? - zapytała dziewczyna. gdy wyszli ze szkoły.
- Nie wiem - rozluźnił krawat. 
Poczuł ulgę, bo nie przepadał, wręcz nie cierpiał nosić krawatów. Były dla niego uciążliwe i jak tylko mógł starał omijać je wielkim łukiem.
- Wpadałam na pomysł! 
Zmrużył oczy, skanując jej twarz. Tryskała radością; wiedział, że jest po prostu szczęśliwa. To plastikowe według chłopaka coś dało brunetce tyle radości i nawet jeżeli ta korona uwierała go w głowę, cieszył się razem z nią. 
- Ty, ja i wesołe miasteczko! Co ty na to? 
Blondyn z rozbawienie spojrzał na swoją przyjaciółkę. W niektórych momentach wydawała się być małą dziewczynką w szesnastoletniej młodej kobiecie, jakkolwiek dziwnie to nie brzmi.
- Ty, ja i wesołe miasteczko. Teraz.

***

Rozdział beznadziejny jak mój humor i moje życie i ja. Jeśli przeczytałaś to skomentuj. Proszę?

Smile xxx
*rozdział nie sprawdzany*

4 komentarze: