czwartek, 6 sierpnia 2015

Cztery

"Postawiła dwa kubki parującej herbaty i usiadła na przeciwko jego. Głowę miał spuszczoną, po twarzy leciały łzy, ciężko oddychał. Wziął łyk gorącego napoju i po raz kolejny wbił wzrok w blat stołu.
- Więc - zaczęła nieśmiało brunetka. - Co się stało?
- Ech - westchnął cicho. - Rzuciła mnie.
- Ciebie? Serio? - zachichotała cicho pod nosem.
Nie mogła uwierzyć, że dziewczyna zerwała z nim. Z punktu widzenia, według niej chłopak był przystojny. Blond włosy ułożone na prawą stronę, czekoladowe oczy, pełne usta. Wydawał się być idealnym chłopakiem, z wyglądu.
- Wiedziałem, że tak będzie - wstał i zrezygnowany skierował się do wyjścia.
- Poczekaj, pogadajmy".

               Serce zabiło mi mocnej, gdy usłyszałem głos Rikera. Wiedziałem, że nie jest zadowolony z wizyty Lili. Nigdy jej nie lubił. Zawsze, gdy przychodziła to nie wychodził z pokoju, by nie wkraczać rozmowę z nią, a jak już musiał znosić jej obecność, to był nie miły i na każdym kroku ją obrażał.
- Hej, Riker - przywitała się z moim bratem, wysyłając przy tym kpiący uśmiech.
Zaś ona, traktowała go jak jakiegoś pajaca, który jest mami synkiem. Na samym początku ich znajomości - jeżeli tak można to nazwać - próbowała z nim flirtować, ale gdy on ją odrzucał, dała sobie spokój.
- Hej to możesz sobie w dupę wsadzić - syknął. - Co ty tu robisz?
Ponowił pytanie, będąc bardziej oschłym. Oparty obserwował mimikę twarzy dziewczyny. Tupał nogą, oczekując jak na najszybszą odpowiedź.
- Stoję, gdybyś nie zauważył - odparła miło, sztucznie miło.
- Zauważyłem - odepchnął się od ściany. - Przynajmniej ja nie jestem taki głupi jak ty. Nawet jeżeli nie masz blond włosów, bo nie zawsze blondynki są głupie do kwadratu.
Stałem pomiędzy nimi, nie wiedząc jak zareagować. Nigdy nie uczestniczyłem w takiej sytuacji, a na pewno nie w głównej roli mojego brata i byłej dziewczyny. Zastanawiałem się przez chwilę co bym mógł zrobić, gdy mój wzrok padł na - chyba - brunetkę, oddaloną o mniej więcej sto metrów od Lily. Była zaskakująco podobna do Laury. Miała takie same włosy, tą samą figurę. A oczy były tylko potwierdzeniem, że to ona.
Do cholery, albo ja mam jakieś omamy, albo widzę moją przyjaciółkę.
Przeczesałem włosy ręką, nie dowierzając. Zupełnie nie spodziewałem się jej na ulicy, której mieszkam i na dodatek z wielkim uśmiechem na twarzy. Kierowała się tutaj. Nie proszę, proszę tylko nie to.
Nie byłem gotowy.
A tym bardziej w tym momencie.
Gdy Riker i Lila rzucali sobie uwagi na swój temat.
Przymknąłem powoli oczy, mając nadzieje, że to głupi, pieprzony sen, z którego za chwilę się obudzę. Zacisnąłem rękę w pięść, zacząłem szybciej oddychać. Odpychałem myśl, że właśnie tu idzie. Z uśmiechem na twarzy. Z iskrami w oczach. Nie chciałem słyszeć jej głosu, czuć perfum, których używa.
Jedyne czego chciałem, to tylko żyć w zapomnieniu.
Czy wiele wymagałem? Ta jedna rzecz mogła powrócić mnie do żywych, być może znaleźć osobę godnej mego zaufania, czegokolwiek.
Strach objął moje ciało, czując, że jest już nie daleko. Może dziesięć, może pięć metrów za Anderson. Z nadal wymalowanym uśmiechem.
Nie myśl o niej. Powiedz, że jesteś zmęczony. I idź, nie oglądaj jej.
- Cześć, Riker.
Gwałtownie otworzyłem oczy. Ona powiedziała naturalnym głosem 'cześć'. Takim jak zawsze witała się z nim, przed utratą pamięci.
Ogarnął mnie szok. Nic z tego nie rozumiałem. Czułem - sam nie wiem co czułem. Zawód? Złość? Czy smutek, bo to nie ja jestem na miejscu brata?
- Ty pewnie jesteś Ross, brat Rikera - skierowała wzrok na moją osobę.
Między naszą czwórką zapadła cisza. Była ona uciążliwa, ciężka. Przerywana od czasu do czasu podmuchami wiatru.
- Ta, jasne - rzuciłem szorstko. - Bratem Rikera.
Nacisk, jaki zrobiłem na imię blondyna wywołał u niego smutek. A jeszcze przed chwilą uśmiechał się jak głupi do sera.
- Tylko, że brat powinien mówić o wszystkim co związane jest z nim, jak i rodzeństwem - warknąłem i nie patrząc na nikogo, wbiegłem po schodach i wkurzony wchodząc do pokoju, trzasnąłem drzwiami.
Miałem dość.

               Leżałem na łóżku, myśląc dlaczego Riker to zrobił. Może to nie było nic złego, ale poczułem się oszukany. Wiedział, że cierpiałem z powodu Laury. Mówiłem mu wszystko, chcąc się czuć lepiej. Płakałem w jego ramię, gdy nie wytrzymywałem presji. Był moim oparciem. Pokazał, że mogłem na nim polegać. Teraz wszystko popsuł.
Nie miałem ochoty schodzić na dół. Minęły trzy tygodnie od odwiedzin brunetki i od tego czasu nie gadałem ani z nim, ani z Lilą, ani z Niallem. Mało jadłem i piłem, całe dnie spędzałem na słuchaniu muzyki i myśleniu. Czasami wychodziłem przez okno, by się przespacerować, czy pójść do sklepu po piwo. Powstrzymywałem się od kupienia wódki. Zdawałem sobie sprawę, że to może mieć dramatyczne skutki. Tylko czy mnie to obchodziło? Laura i tak mnie nie pamiętała.
Westchnąłem cicho pod nosem. Byłem sam jak palec. Na środku średniej wielkości pokoju, siedząc na łóżku i patrząc w jeden punkt. Słuchając muzyki i burcząc sobie pod nosem, jakim to nie jestem.
Usłyszałem pukanie. Pierwsze od dwóch tygodni stukanie, proszące o wejście. Wiedząc, że nie ucieknę od rozmowy z kimkolwiek, wstałem ociężale z łóżka i otworzyłem drewnianą powłokę. Riker.
- Ross - szept wydostał się z jego ust, po pokazaniu gestem ręki, że może wejść.
Nie wiedziałem jak ma się zachować. Czy pozwolić mu się wytłumaczyć, czy być uparty jak osioł?
- Ja - zaczął - Ross, to nie tak jak myślisz. - Zaprzeczył.
- A jak? - zapytałem się kpiąco.
Traciłem powoli kontrolę. Wariowałem.
- Chciałem pomóc Laurze.
- Pomóc? Jeżeli zapomoga w twoim wypadku to wyskoczenie do jej łóżka, to gratulację.
Byłem zazdrosny. Piekielnie zazdrosny, ale też i smutny. Zdawałem sobie sprawę z tego, że każde wypowiedziane przeze mnie słowo może go zranić. Ale ja już nie panowałem nad sobą. Czułem ból w sercu i chciałem go jakoś wyrzucić, a Rik okazał się być odpowiednim kandydatem.
- Co ty wygadujesz! Chłopie! - krzyknął zszokowany.
Szalejesz Ross, nie powiem.
- Nie wiem. Ja - westchnąłem. - Przepraszam.
- Nie masz za co, bracie - poklepał mnie po plecach.
I to właśnie zawsze w nim ceniłem. Ze względu na wszystko i wszystkich potrafił zrozumieć sytuację. Nawet jeśli od jakieś minęło wiele czasu. Zrozumienie było czymś czego potrzebowałem. Moim chwilowym tlenem. Moją nadzieją.
- Jestem beznadziejny - powiedziałem. - I nie waż mi zaprzeczyć.
Blondyn zaśmiał się, kładąc mi ramię na moich barkach. Uwielbiałem takie momenty i za nic nie chciałem ich przerywać.
- Tak, Shor. Jesteś beznadziejny - po czym wybuchnął śmiechem.

***

Hej! Dzisiaj zwięźle i na temat, bo jest cholernie gorąco, co doprowadziło mnie do zasłabnięcia. Czy ja kiedyś wspominałam, że nie LUBIĘ lata? Tylko zima jest od niej gorsza.
Ale mówiąc krótko.
Jest nowy szablon, wykonany przez Eveline Dee z Wonder Templates. Przyznam, że jest lepszy od pierwszego szablonu i właśnie mi chodziło o taki szablon. Podoba mi się.
Drugą rzeczą, która chciałabym wam przekazać to to, że FAY ma zwiastun, wykonany przez Czarną_ Optymistkę. Jestem cholernie wdzięczna za wykonanie jego, bo tak naprawdę nie musiała mi go zrobić. Proszę o to link >>>>>> KLIK <<<<<<
I co do szablonu - gdyby były jakiekolwiek problemy z menu to piszcie, bo wiem, że może nawalać.
Jeszcze jedną rzeczą jest to, że rozdziały od przyszłej soboty będą ukazywać się regularnie.
To było wszystko co chciałam zawrzeć w tej notce. Jest ona bardzo oficjalna, ale nie mam po prostu siły na to wszystko. Upały, problemy ze zdrowiem, wyjazd.
Do przyszłej soboty, pa!

~ Smile x

4 komentarze:

  1. Genialny rozdział <3
    Nie mam siły na pisanie komentarza...
    Zdrowia i weny życze i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Swietny<3
    Zdrowia ci zycze:)
    Czekam na nexta!
    Pozdrawiam:*
    Twoja Czekoladka♥
    PS.: Zapraszam: nie-che-taka-byc-ale-niestety-musze.blogspot.de

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział :*
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń